Dlaczego tak bardzo zależy mi na tym, aby jak najwięcej dzieci nauczyło się grać w szachy? Czy chcę, aby każde z nich zostało wybitnym szachistą lub szachistką? Nie!
Na edukację szachową można spojrzeć z dwóch stron.
1. Wsparcie rozwoju intelektualnego dziecka.
2. Przygotowanie dziecka do bycia zawodnikiem.
Mimo tego, że przez 10 lat trenowałam dzieci także w klubie sportowym, to zdecydowanie bliższa jest mi pierwsza z nich. Dlaczego?
Wyjaśnię Ci to na przykładzie. Wyobraź sobie, że jest wrzesień, początek roku szkolnego. Rozpoczynamy zajęcia szachowe w przedszkolu. Są to zajęcia w grupach, podzielonych według poziomów. Jedna grupa jest początkująca, druga zaawansowana. W grupie początkującej mamy dzieci w różnym wieku – są to czterolatki, pięciolatki, zdarzy się też, że jest sześciolatek. Mija kilka lekcji i widać, że część dzieci bardo szybko zapamiętuje zasady gry, rozgrywa partie bez popełniania błędów przy poruszaniu się bierkami szachowymi. A co z pozostałymi? Czasem im się mylą zasady poruszania, potrafią zbić pionkiem do tyłu, mimo że ćwiczyliśmy już to kilka razy. Jakbym podchodziła do szachów jako do sportu, to zapewne powiedziałabym rodzicom, że niestety, ale ich dziecko gorzej sobie radzi na szachach, że trzeba mu przypominać zasady na bieżąco i nie wydaje mi się, by to się zmieniło, po prostu szachy nie są dla niego.
Czy kiedykolwiek tak powiedziałam? Nie. To dziecko, które ma problemy z zapamiętaniem zasad, może mieć problemy z koncentracją, które nie są jego winą. Może czuć się niepewnie w grupie, w której jest więcej dzieci i z tego względu może zapominać zasady. Może też boi się samo podejmować decyzje i woli się upewnić, że posunięcie, które wykona, będzie idealne.
I teraz wyobraź sobie, że mijają 3 miesiące. Pierwsza lekcja, na której to dziecko się nie myli. Po raz pierwszy rozgrywa swoją partię nie prosząc o przypomnienie i nie robiąc błędu przy poruszaniu się bierkami. Słyszysz radość dziecka, do którego podchodzę na koniec zajęć i wystawiam dłoń, żeby przybiło mi piątkę za fantastyczną grę? Wiesz, z jaką siłą i uśmiechem na twarzy tę piątkę przybija? To jest bezcenne doświadczenie. ❤️
Takich przykładów mam setki. Tak naprawdę w każdym roku do naszych zajęć szachowych dołączały dzieci, które miały do pokonania tytułowy Mount Everest:
✅Brak umiejętności zniesienia porażki – poddawanie się przy pierwszej sytuacji, w której przeciwnik mu coś zbił.
✅Niechęć do grania białymi – “Ja nie chcę zaczynać!”.
✅Brak umiejętności podejmowania decyzji – “Możesz mi pomóc, nie wiem co teraz zrobić”… I tak co ruch.
✅Dystansowanie się – “Ja z nim nie gram, bo go nie lubię”.
✅Poczucie wstydu – “Inne dzieci są ode mnie lepsze”.
Gdy dziecko pokonuje ten największy lęk, najwyższczy szczyt, ja jestem wtedy najszczęśliwsza. Kiedy 4 latek, który do niedawna miał problemy z poruszaniem się figurami, nagle zaczyna przewidywać (“Nie zbiję mu pionka, bo on mi zbije konika”.), pękam wtedy z dumy.
Właśnie z tego względu traktuję szachy jako sposób na rozwój intelektualny. Dzieci pokonują swoje lęki, rozwijają swoje umysły, często znajdują pasję, która potem im towarzyszy dość długo. Nie musza grać zawodowo, ważne, żeby mogły rozegrać partie szachowe z najbliższymi i dzięki szachom uwierzyły w siebie.
I pamiętaj, edukacja szachowa to rozwój Twojego dziecka. Najważniejsze jednak, żebyś był/a przy nim. Ty nie widzisz tego uśmiechu, który pojawia się na ustach Twojego dziecka, gdy mi oznajmia “Mama kupiła mi szachy!” albo “Zagrałem partię z tatą!”. To jest magia. ❤️